Zakończenie roku szkolnego

Literaci z Jedynki

Wiele książek może stać się inspiracją do tworzenia własnych tekstów. Tak jest w przypadku „Małego Księcia”, którego wielu ludzi nazwało „książką życia”. Uczniowie klasy 3b mieli do napisania opowiadanie: „Moje spotkanie z Małym Księciem”. Na początek teksty trzech dziewczyn. Zapraszam do lektury. A. Sokołowska

 

Przez całe swoje życie marzyłam, by znaleźć sobie przyjaciela, kogoś, z kim mogłabym zamienić słowo, porozmawiać o byle czym, bo nigdy niestety nie było to możliwe, na mojej planecie było zaledwie parę osób, ale te parę osób już miało swoich przyjaciół,
z nikim nie dało się dogadać. I tak mijały dni, miesiące, lata.
            Aż pewnego dnia, dnia jak każdy, gdy zajmowałam się tym, czym zajmuję się przez całe swoje nędzne życie, przybył na planetę, na której mieszkałam, pewien człowiek, ale ten człowiek był o wiele mniejszy od wszystkich, których do tej pory widziałam, zdziwiło mnie to, bo nie wiedziałam, że tacy ludzie jeszcze żyją. Byłam bardzo ciekawa, po co tu przybył
i czego tu szuka. Na moje szczęście byłam w stanie się z nim jak najbardziej dogadać. Okazało się, że nazywa się Mały Książę, jest dzieckiem i szuka dokładnie tego samego co ja. Byłam pod wielkim wrażeniem tego, w jaki sposób ze mną rozmawia, jak na dziecko był bardzo mądry, samodzielny i wiele wiedział, a w zasadzie wszystko wiedział o tym, co go otacza, o życiu. Dlaczego ja nie wpadłam na pomysł, żeby ruszyć się z tej planety i poszukać kogoś, przecież tak bardzo tego pragnęłam, ale już nie trzeba (pomyślałam), nigdy z nikim nie rozmawiałam, nie wiedziałam, że rozmowa może być tak bardzo przyjemna, tym bardziej
z chłopcem w takim wieku, bo miał zaledwie kilka lat. Rozmawialiśmy tak długo, że straciłam poczucie czasu, tak w zasadzie mówiliśmy o wszystkim. Zrobiło się późno, dlatego stwierdziliśmy, że jutro dokończymy rozmowę.

Nastąpił kolejny dzień, dokończyliśmy dzień wcześniej zaczętą rozmowę, bo przecież mieliśmy się jak najlepiej poznać. Potem poszliśmy tu i tam, tak szybko zleciał nam czas , że kompletnie zapomniałam o pracy, którą mam do dokończenia. Chłopiec stwierdził, że nic się nie dzieje, bez problemu stwierdził, że mi pomoże, a przy okazji nauczy się czegoś nowego,
i tak nastąpił kolejny dzień i kolejny, spędzaliśmy ze sobą każdą chwilę, dlaczego tak to się potoczyło, oboje nie mamy pojęcia, ale wiemy tylko jedno, że tak dobrze nam w swoim towarzystwie, że nie możemy tego popsuć, dopełniamy się wzajemnie. I to możemy nazwać przyjaźnią. Bo już się nazwaliśmy przyjaciółmi. Nie sądziłam, że to taka wspaniała sprawa mieć przyjaciela, taką osobę, która zawsze jest przy tobie, pomoże ci, kiedy tylko tego potrzebujesz, spędzacie każdą wolną chwilę i to jest super.
            Minęło dobre kilka lat, a ja i Mały Książę dalej byliśmy "best friends forever" :) .Często wspominaliśmy, jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie, było takie pełne emocji, entuzjazmu, nadziei, oboje byliśmy pod wielkim wrażeniem tego, co dowiadywaliśmy się o sobie. Ale przede wszystkim jak bardzo człowiek może się przywiązać do drugiego człowieka, jak bardzo może stać się dla niego ważny. Teraz nie możemy bez siebie żyć, i tak już pozostanie.                   

    Natalia Weron  lll B 

Mijał właśnie jeden z kolejnych dni na mojej asteroidzie B-216. Dochodziła godzina popołudniowa, więc zabrałam swoje nożyce i zaczęłam przycinać źdźbła trawy. Miejsce, gdzie mieszkałam, było niewiele większe od przeciętnego brodzika dla dzieci. Całe było zarośnięte trawą, którą musiałam codziennie skracać do długości nieprzekraczającej 5 centymetrów. Oprócz mnie nie było tutaj nikogo i niczego innego, a jedyną chwilą pozwalającą zapomnieć o doskwierającej mi samotności, były zachody słońca, w których mogłam się rozmarzyć, jednak odchodziły tak szybko jak przychodziły. W chwili odpoczynku spoglądałam na otaczające mnie gwiazdy, co pewien czas niedaleko mojej orbity przemierzały inne planety, nikt z ich mieszkańców nie zwrócił jednak na mnie najmniejszej uwagi.

Mijały miesiące, klęczałam na trawie i uważnie ją cięłam, gdy ktoś przede mną stanął. Uniosłam głowę i moim oczom ukazał się chłopczyk, młodszy ode mnie. Miał złote loczki
i śniadą cerę, był szczupły, może trochę wątły. Przedstawił mi się jako Mały Książę, pochodzący z planety B-612 (była bardzo daleko). Zapytałam go, jaki jest cel jego wizyty, mnie przecież nikt nie odwiedza. W odpowiedzi usłyszałam, że szuka trawy, by ją zasadzić i nakarmić swoje zwierzątko.

- Tutaj jest idealnie! - Odkrzyknął radośnie i głośno się zaśmiał. Chłopiec był bardzo żywy, a może roztrzepany? Po krótkim zapoznaniu się dotarło do mnie, że Mały Książę jak na swój wiek, jest bardzo odważny i odpowiedzialny, ja na przykład nie zdecydowałabym się wyruszyć w taką daleką podróż, by znaleźć trochę trawy...

- Czy mógłbym zabrać trochę? - Odstawiłam nożyczki i spoglądnęłam na kupkę ściętej trawy.
- Tyle wystarczy?- wskazałam ręką. Mały Książę schował ją do kieszeni swojego czerwonego płaszcza.
- Dziękuję bardzo! Gdy byłem na innych asteroidach, nie było na nich trawy, a jak już mieli, to nie chcieli dać - naburmuszył się. - Ale ty jesteś inna! Dałaś mi ją bez namysłu...
Mam jej pod dostatkiem - pomyślałam. Chłopiec pozostał jeszcze chwilę, po czym oświadczył:

- Będę wracać. Mój baranek jest pewnie już bardzo głodny...
- Poczekaj! - zawołałam, gdy już odchodził - Wrócisz tu kiedyś?

- Pewnie! Może nawet wezmę baranka!

 Natalia Batkowska, klasa 3b

"Moje spotkanie z Małym Księciem"

            Wstałam rano z łóżka i spojrzałam na swój sufit. "Gwiazdy nie świecą" - pomyślałam, poszłam do łazienki I, po ubraniu się znalazłam wisiorek w kształcie lisa, od razu skojarzyło mi się to z Małym Księciem, założyłam go na szyję i wyszłam z domu. Poszłam do szkoły, dzień minął jak każdy inny, W czasie powrotu do domu mijałam wiele sklepów, wiele ludzi, samochodów i ludzi. Kiedy przechodziłam pod latarniami, przypomniała mi się pewna osoba
z książki, był to Latarnik, który co chwilę gasił i zapalał ową latarnię. Jego praca była dość ciężka, ponieważ jego planeta była tak mała, że dzień jak i noc szybko przemijały. W domu odrobiłam lekcje, zjadłam obiad i pouczyłam się na następny dzień. Wieczorem postanowiłam poczytać książkę "Mały Książę", po przeczytaniu jej zgasiłam światła, gwiazdy, które miałam na suficie, naświetliły się, a teraz sprawiły cudowne wrażenie.

            Po krótkim czasie zasnęłam, przenosząc się do swojego snu, znalazłam się na pustyni, zauważyłam, że jest to moment z książki. Pilot właśnie rysuje Małemu Księciu baranka, kiedy tam podeszłam, nie zauważyli mnie, gdy chciałam dotknąć Małego Księcia, moja dłoń przez niego przechodziła - jakbym była duchem. Słuchałam ich rozmowy, a potem usłyszałam perlisty śmiech Małego Księcia, który zaczął biegać uradowany w kółko. Następnie obraz się zamazał           i siedziałam na drzewie, miał liście kolorów jesieni i, jak podejrzewałam, niektóre z nich leciały w dół. Wodziłam wzrokiem za jednym ze spadających liści, a gdy spadł na ziemię, dostrzegłam tam siedzącego na trawie Małego Księcia, obok którego, w lekkim odstępie, siedział lis, wyglądał dokładnie jak z mojego naszyjnika, w kolorach złota; oczy miał czarne, a jego "czoło" było ozdobione kolorowymi diamentami. Rozmawiali przez jakiś czas, potem usłyszałam przyjemny dla ucha głos lisa, mówiący słowa "dobrze widzi się tylko sercem, to co najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu", a ja, niewiadomo od czego, ale spadłam z drzewa. Spadając, zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, dostrzegłam stertę papierów i poczułam obrzydzający zapach, czyli zapach alkoholu. Już rozumiem... to jest mój ulubiony przykład w książce. Historia o pijaku... podeszłam do niego niepewnie.

- Dzień dobry? - odezwałam się niepewnie do starszego pana.

- Dobry, dobry... - odpowiedział i napił się.

- Dlaczego pan tyle pije? - spytałam spokojnym głosem, stojąc przed nim. Miał już troszkę siwe włosy, potargane ubranie, wyglądał jak bezdomny.

- Aby zapomnieć - mruknął cicho.

- O czym? - zadawałam te same odpowiedzi, co Mały Książę.

- O tym, że się wstydzę - mruknął cicho i upił łyka.

- A czego się wstydzisz? - dopytywałam.

- Tego, że piję - uśmiechnęłam się lekko, wiedząc o tym już wcześniej. Podniosłam się z łóżka, słysząc swój własny budzik. Z westchnieniem wstałam i ruszyłam do łazienki.

Chciałabym mieć częściej takie sny, szkoda, że tak szybko się kończą.  Moje dni są rutyną, czasem wydaje mi się, że widzę Małego Księcia na mieście, ale wiem, że to tylko moja wyobraźnia. Kiedy namawiam rodziców do przeczytania krótkiej książki, odmawiają tego, mówiąc, że nie będą czytać bajek dla dzieci. Znoszę to, ale z trudem.

            Co jakiś czas czytam książkę "Mały Książę", aby sobie przypomnieć tę historię. Co wieczór patrzę w "gwiazdy" i wyobrażam sobie, że na jednej z nich jest Mały Książę.

Marta Krzyżanowska kl. 3b

 

 

Autor: Anna Sokołowska